Siedzieliśmy pod drzwiami albergue w Abbadia a Isola, niepewni czy na pewno dostaniemy nocleg. Mieliśmy tylko nadzieję, ze gdzieś w pobliżu będzie sklep i w końcu, po dwóch dniach jedzenia czegokolwiek, przyrządzimy sobie coś dobrego.
O 14.30 drzwi się otwarły, wyszły z nich trzy roześmiane kobiety i zaraz wystawiły na zewnątrz stół. Poczęstowały nas herbatą, przybili pieczątki w paszportach pielgrzyma, poprosiły o wypełnienie formularzy. Dostaliśmy pokój tylko dla naszej czwórki. Mogliśmy wziąć prysznic i wyprać wszystkie nasze rzeczy – czuliśmy się jak w niebie.
Ale to nie wszystko. Wieczorem pracujące tu wolontariuszki (albergue jest donativo, należy do Bractwa sw. Jakuba) umyły nam stopy w przepięknym geście przyjęcia pielgrzymów. Przypomniało mi się, jak dwa tygodnie temu robiłem to samo.
Zaraz potem czekała nas wspólna uczta wraz z innymi pielgrzymami. Więcej nie moglibyśmy sobie wymarzyć: była bruschetta, ryz, ratatouille, jeden pielgrzym przyniósł kilka litrów wina. Siedzieliśmy tak kilka godzin przy długim stole, rozmawiając z nieznanymi pielgrzymami i czując, ze już nie są obcy – doszło do mnie, ze wszyscy tworzymy Wspólnotę Drogi. Dlatego w pewien sposób jesteśmy sobie bliscy.
Następnego dnia po śniadaniu pożegnaliśmy się, dostając błogosławieństwo na drogę. Słońce prażyło od rana, ale po takim noclegu te 25 km do Sieny nie stanowiły żadnego problemu.

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz