Przed chwilą do kościoła każdej dzielnicy został wprowadzony koń, który będzie ich reprezentować na palio. W ogólnym ścisku kapłan pobłogosławił konia i krzyknął mu w pysk: teraz idź i wracaj jako zwycięzca! Wszyscy modlili się o zwycięstwo – a to okaże się za kilka godzin.
Żyjemy. Po palio i calonocnej fiescie przeszlismy dzis 25 km. Nadal trudno mi ująć w słowach wydarzenia ostatnich 24h. Moze lepiej zacznę od opowiedzenia, czym wlasciwie jest palio:
Rywalizuje ze sobą 10 dzielnic (ogólnie jest ich 17): 7, które nie brały udziału w poprzednim palio oraz 3 wylosowane. Całe wydarzenie organizowane jest na cześć Wniebowziecia NMP, sięga historią do bardzo dawnych czasow i jest nierozerwalnie związane z historią Sieny. W poltoraminutowym wyścigu wyraża sie caly duch miasta.
Ale palio trwa tak naprawdę caly rok. Każda dzielnica losuje konia i płaci grube pieniądze dzokejowi, ktory musi opanowac nieznane zwierzę i jako pierwszy zakończyć trzy okrążenia na Piazza del Campo.
Ale to nadal nie wszystko. Dzielnica może i zapłaciła dzokejowi, ale nadal inna contrada moze go przekupic – dlatego mieszkańcy go pilnują. Podobnie z samym koniem: przed palio najbardziej zaufani z dzielnicy śpią razem z koniem, aby przypadkiem nic mu sie nie stało. W głowie mi sie nie mieściło, kiedy czytalem o wszystkich mozliwych przekretach i tradycjach.
Palio to o wiele więcej niz poltoraminutowy wyścig konny na oklep. Dla mieszkańców dzielnic to sprawa zycia i smierci, to caly rok, cala Siena.
A jak bylo wczoraj, napisze w kolejnym wpisie. Tylko troche odpoczne i zbiore myśli. Na razie jednym slowem: to było jedno z najbardziej intensywnych przeżyć kiedykolwiek.