Kiedy rankiem po palio wychodziliśmy ze Sieny, Karol od niechcenia rzucił: „Geremy i Mateo poszli w drugą stronę, teraz musimy sobie znaleźć nowych przyjaciół w drodze.” Chwilę potem pojawił się Kolya.
O imieniu jakby rodem z powieści Dostojewskiego, zaledwie skończył liceum i wyruszył w samotną wędrówkę z samej Genui, gdzie też mieszka. Ma spokojny głos oraz niezwykle harmonijny sposób bycia i samej wędrówki: jest zupełnym przeciwieństwem dwóch Francuzów, z którymi szliśmy przez ostatnie dni, którzy skłonni byli spać, gdzie popadnie, wdrapywać się do albergue przez okno w środku nocy i miec ogólnie chaotyczny plan podróży. Czasem wydaje mi sie, jakby na naszej drodze specjalnie stawiani byli konkretni ludzie i wydarzenia. Niekiedy diametralnie różne, ale zawsze mające sens, mające coś do przekazania. Jak znaki drogowe.
Pasją Kolyi jest rap. Dziś powiedział mi, ze chciałby sie temu w pełni poświęcić, a w przyszłości może wędrować od miasta do miasta z plecakiem, dając koncerty. Podrzucam link do jednej z jego piosenek. Ta jest po niemiecku, kolejne mają być również po włosku:

Właśnie przekroczyliśmy granicę Lacjum. Do Rzymu zostało jakieś 150 km!

Zapisz