Jak spędzamy dni? Chodzimy, rozmawiamy, myślimy, jemy, pijemy, śpimy… słyszałem, jak ktoś na szlaku nazwał to perfekcyjną prostotą.
Przechodząc te kilkaset kilometrów, nagle zdajemy sobie sprawę, jak niewiele nam potrzeba. Czasem uderza mnie ogromne uczucie wolności: zostawiłem gdzieś za sobą ta gorączkową potrzebę wypełniania czymś czasu. Myślałem o tym ostatnio: to niesamowite, jak długo mógłbym opowiadać o najprostszych czynnościach i historiach, wśród których mijają dni. Dostrzegam drobne rzeczy, na które normalnie nie zwróciłbym uwagi. Dlatego ta droga jest taka piękna
Kolejne kilometry do przebycia są w trakcie wędrówki bardzo względne: niekiedy zdaje się, jakby cel był daleko jak stąd do Canterbury, innym razem czas mija błyskawicznie. Uczę się skupienia, wczucia w rytm własnych kroków – zamykam się w samej wędrówce, by paradoksalnie otworzyć się i uwolnić od zbędnych myśli, czasu oraz wszystkiego, co tylko pozornie istnieje.