Od paru dni wędrujemy z tymi samymi ludźmi. To sami Włosi, ale pomimo kompletnej (pomijając nazwy potraw) nieznajomości języka jakoś się z nimi dogadujemy. Co to znaczy, że wspólnie wędrujemy? Dowiedzieliśmy się, gdzie zaczęli Via Francigena, mijamy się z nimi na drodze, nocujemy w tych samych schroniskach… nie potrzeba wiele. W jakiś sposób znamy się doskonale. Idziemy jedną droga. Jesteśmy jak wielka rodzina.
Ostatnią noc spędziliśmy u Franco oraz Immacolaty, którzy we własnym domu urządzili schronisko dla pielgrzymów. Sami przewędrowali Camino de Santiago, a Immacolata pokonała nawet całą Via Francigena z Canterbury do Rzymu (prawie 2 tys. kilometrów w 3 miesiące). W zeszłym roku otworzyli schronisko Domus Peregrini za Montefiascone, w którym za donativo oferują nocleg, wspólna kolacje oraz śniadanie. Dzielą się dobrem, którego doświadczyli w czasie swoich wędrówek.
Czułem się u nich naprawdę jak w rodzinie. Pożegnaliśmy się z niektórymi pielgrzymami, a ja dołożyłem kolejnych dobrych ludzi do plecaka, który, paradoksalnie, zawsze staje się wtedy lżejszy.

Pozdrawiamy ze źródeł termalnych w Viterbo! Pisał o nich Dante, kąpali sie Rzymianie, pielgrzymi, kurtyzany… a teraz proszę, jest i Karol.