Od paru dni staram się odnaleźć starego ducha pielgrzymowania (w końcu szlak używany jest juz od średniowiecza) i myślę, co to właściwie oznacza: doszło dziś do mnie, że chodzi po prostu o pełne zawierzenie się Drodze. Z całym jej szczęściem i trudnościami. Z tym, co dostajemy i czego nam brakuje. Taka pielgrzymka jest dla mnie odbiciem życia, dwiema wędrówkami, które odbywam: na zewnątrz i wewnątrz siebie. Idziemy do Rzymu, do grobu sw. Piotra i Pawła, oczywiście. Ufam jednak, ze cel jest czymś więcej, ze znajduje się on jeszcze gdzieś dalej. Gdzie? Zobaczymy, co przyniesie droga.
Po ciężkich chwilach, które przeżywaliśmy za Siena, czujemy się jak zmartwychwstali. Mam wrażenie, jakby każdy kolejny krok dodawał mi więcej siły.