Moja Wątpliwość nie wygasała w trakcie wędrówki – zdaje mi się, że bardziej ją oswajałem niż próbowałem od siebie odegnać. Czasem znikała całkowicie. Później oczywiście powracała, ale na tę chwilę nie odczuwałem jej istnienia. Działo się tak podczas pogodnych wieczorów.

Ksiądz Tomasz z Andrzejem wymieniali się gitarą, a cała grupa śpiewała i tańczyła „Jesteś królem” czy „Raduje się dusza ma” podczas tych chłodnych, galicyjskich wieczorów, gdy wydawało nam się, że nasze szczęście jest nieskończone. Bo byliśmy szczęśliwi, podobnie jak wszyscy byli szczęśliwi w Taize, śpiewając i tańcząc wraz z franciszkanami „Gdyby wiara twa”.

Bawiliśmy się i chwaliliśmy Boga. Uczestniczyłem zatem w opowieściach, które do tej pory słyszałem tylko z ust rodziców czy znajomych.

Po pogodnych wieczorach czasem podchodził do mnie Kuba.

-Jesteś zmęczony? – mówił, świadomy, że tego dnia zrobiliśmy jakieś 35 km.

-Nie aż tak.

-Gramy w piłkę?

-No jasne!

Na Camino straciłem rachubę czasu. Nie liczyłem dni, po prostu szedłem dalej.

Mikołaj, Hiszpania, lipiec 2015

Camino