Każdy wie, że Aix jest miastem Paul’a Cezanne’a, który się tutaj urodził, zmarł i malował, wiodąc swój samotniczy żywot. Uliczkami prowadzi szlak słynnego impresjonisty, krąży od jednego, do drugiego związanego z nim miejsca, aż wyjdzie poza miasto… i wespnie się na wzgórze, do atelier.

Cezanne kupił ten malutki domek na wsi, na wzgórzu Lauves, w 1901 roku, czyli kiedy miał 62 lata. W tamtym czasie otaczały go drzewa figowe i oliwne, znajdował się w odpowiedniej odległości od miasta i wystarczyło wspiąć się odrobinę wyżej, aby zobaczyć Górę św. Wiktorii w całej jej okazałości.

To było jego marzenie, mieć miejsce przeznaczone jedynie do pracy. Przez kolejnych parę lat, aż do swojej śmierci w 1906 roku, Cezanne budził się wcześnie rano, malował, schodził do Aix na dejeneur, a później wracał, by kontynuować pracę aż do późnego popołudnia. Ten codzienny rytm był niezaburzony i pozwalał mu na studiowanie przedmiotów, takich jak mała figura gipsowa, którą widzicie na zdjęciu, szklanka, gliniany dzbanek, czaszki czy przede wszystkim jabłka. „Jednym jabłkiem podbiję Paryż”, mawiał. Gilles Deleuze, francuski filozof, upierał się, że Cezanne’owi udało się uchwycić „istotę jabłka” i później nawet kobiety malował jak jabłka, albo inaczej, inspirując się „istotą jabłka”, którą niektóre kobiety również posiadały… nie zagłębiajmy się jednak w te rozważania, przejdźmy dalej.

W poprzednich latach Cezanne malował przede wszystkim w plenerze, czego był jednym z największych zwolenników. Zabierał sztalugi, farby i pędzle i szedł na łono natury. Jak twierdził, „Luwr jest książką, z której uczymy się czytać”. Później jednak malarzowi potrzeba świeżego powietrza.

W pracowni na wzgórzu Lauves nadal wiszą płaszcze Cezanne’a, znajduje się tutaj wysoka drabina, sztalugi… wchodzimy w świat inspiracji malarza, świat przedmiotów, które malował wiele razy, które studiował przy różnym świetle (stąd tak ważne i wielkie okno); przedmiotów, ktorych „istotę” starał się uchwycić w trakcie pracy. „Ten, kto nie ma poczucia doskonałości, zadowala się przeciętnością”, powiedział kiedyś. Dlatego też wiele razy wspinał się wyżej, na wzgórze skąd roztaczał się widok na Górę św. Wiktorii. Stamtąd uwiecznił swoją największą inspirację 11 razy farbami olejnymi, 17 razy akwarelami.

Przedmioty i krajobrazy, które poprzez światło i farby Cezanne zamieniał w coś nadzwyczajnego. Spacer jego krokami i wejście do pracowni jest zanurzeniem się w magicznym świecie inspiracji i sztuki. Później wspinam się wyżej, by zobaczyć górę św. Wiktorii i nie dziwię się, dlaczego Prowansja była muzą Cezanne’a i tak wielu innych malarzy.

Kiedy zjeżdżam rowerem w dół wzgórza, tą samą drogą, którą Cezanne schodził do miasta, błogie słońce popołudnia rozświetla delikatnie zielone listki platanów, a ptaki wyśpiewują wiosnę. Naprawdę, jak można nie kochać Aix?