W Londynie rano słońce może ogrzewać asfaltowe ulice, w południe suche liście mogą być targane przez wiatr, po południu może popadać deszcz, a wieczorem ochłodzić się tak, że trzeba zakładać czapkę i gruby szalik. W Londynie mamy cztery pory roku. Wszystkie jednego dnia.
We wtorek rano wyszedłem z domu. Przez trzy dni trwa strajk metra, więc pomyślałem, że po prostu wybiorę się na spacer po okolicy. Była piękna pogoda. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, zielone papugi, które kiedyś uciekły z planu filmowego, siedziały na gałęziach drzew. W ciepłym powietrzu było coś rześkiego, leniwego, wiosennego. Uśmiechałem się, idąc chodnikiem. Tego dnia przez cały dzień panowała jedna pora roku.
Spacerową dróżką wiodącą nad Tamizą dotarłem do Hampton Court. To jeden z pałacyków, w których przebywał Henryk VIII wraz ze swoimi żonami – legenda głosi, że duch Catherine Howard wciąż straszy w jego apartamentach.
Usiadłem na jednej z drewnianych ławek w ogrodach i odpocząłem po długim marszu.
Blask słońca oblewał zielone, wspaniale przystrzyżone trawniki, gdzie kwitły przebiśniegi, krokusy, żonkile. Kwiaty! Wyrastały z ziemi, jakby już była wiosna. Na początku lutego. Kwitły wiosenne kwiaty, a w królewskich ogrodach fontanna wyrzucała ku niebu strugi wody, otoczona bajkowymi drzewami o koronach przypominających klosze, jakie czasami widzimy na lampkach nocnych. Śpiewały ptaki. Było ciepło, wiał lekki wietrzyk. Przynosił zapach wiosny.
Skierowałem się do Strawberr Hill, by zobaczyć pewien wybudowany w XVIII wieku pałacyk. Zmęczone nogi powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, ale nie przejmowałem się tym – jak Forrest Gump pomyślałem, że skoro dotarłem aż tutaj, czemu nie miałbym pójść dalej? Gubiłem , się, skręcałem w złą drogę, zawracałem, próbując samemu sobie udowodnić, że posiadam jakikolwiek zmysł orientacji. Zdałem sobie sprawę, że to, co tutaj robię, cały ten spacer, jest właściwie lustrzanym odbiciem spaceru po Toruniu albo po lesie. Jakiegokolwiek spaceru. Jakiejkolwiek drogi. Przypomina to, co robi każdy z nas: gubi się, skręca w złą drogę, zawraca, dąży dokądś, szuka znajomych twarzy, jak gąbka nasiąka otoczeniem, rzeczywistością i iluzją. I słuchając śpiewu ptaków, patrząc na zielone ogródki przy szeregowych domkach o sielskim klimacie, obserwując przechodniów, zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze: mamy wiosnę.
Trochę wkurzył mnie ten strajk metra. I spodobał mi się.
z Londynu nadaje dla Was
Mikołaj Wyrzykowski
foto także Mikołaj