Pakując się, zawsze myślę – trzeba być przygotowanym na wszystko, co może się zdarzyć po drodze. Pakuję latarkę, ciepłe swetry pomimo lata. Przypadek jest najlepszym organizatorem podróży. Uwielbiam przypadki. Chociaż samochód, który psuje się zaraz po wyruszeniu z domu…”Musimy zawrócić” – mówi mama z rezygnacją, ale i z jakąś pewnością, „Może tak właśnie miało być.”

Zostawiamy samochód u mechanika, bierzemy parę toreb i wracamy do domu na pieszo. „Mieliśmy straszny wypadek, samochód leży w rowie. Jakoś udało nam się wrócić”, opowiadam babci, która otwiera szeroko oczy z przerażenia. „Żartuję”, uspokajam ją, „Po prostu wróciliśmy na obiad”.

Plan wielkiej podróży legł w gruzach. Choć tak właściwie…dopiero w ten poniedziałek zaczął nabierać realnych kształtów. Wróciłem do domu,otworzyłem stronę serwisu couchsurfing i zacząłem pisać. Wieczorem odpowiedziały mi dwie osoby, pisząc, że bardzo chętnie nas przenocują i poznają. Znaleźliśmy więc swoje domy w Strasbourgu i w Reims, swoich francuskich przyjaciół.

Mechanik-magik naprawił samochód. Rano wyruszyliśmy. Już tak naprawdę, choć babcia śmiała się, że jakby co, obiad ma dla nas przygotowany. Jechaliśmy po wielką przygodę. Czasem też staliśmy w korkach. Nawet jeśli trwało to dwie godziny, było nudne i męczące, robiliśmy to z pasją… (patrz załączony obrazek)

WP_20140701_011

WP_20140701_010