„Często sami stawiamy sobie bariery – tego nie zrobię, bo mi nie wypada itd. Ale zapominamy, że to my sami decydujemy, jacy jesteśmy i jak wygląda rzeczywistość wokół nas.” – opowiadał na spotkaniu w Toruniu Jasiek Mela. – „Każdy z nas jest po trochu niepełnosprawny, są tego różne rodzaje. Najgorszym nie jest stracić rękę czy nogę, prawdziwa niepełnosprawność kryje się w głowie.”
W Sali Mieszczańskiej w toruńskim Ratuszu wszystkie krzesła były zajęte, część ludzi jeszcze stała. Pomiędzy rzędami siedziało kilka osób na wózkach inwalidzkich. Gdzieś dalej, pod oknem, tłumaczka wyjaśniała głuchej osobie, co opowiada Jasiek Mela. Przyszły dzieci, dorośli, osoby starsze.
Jasiek Mela ma obecnie 26 lat. W 2004 roku w wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił rękę i nogę. Po dokonanej amputacji musiał zaakceptować siebie na nowo – takiego, jakim się stał. Pomagała mu w tym rodzina. Zbieg, a może i nie zbieg okoliczności sprawił, że rodzice pośrednio znali Marka Kamińskiego. Podróżnik zaczął myśleć, jak pomóc Jaśkowi: razem z kolegami uzbierali na protezę dla niego. Jednak to było tylko narzędzie. Wkrótce Marek Kamiński razem z Jaśkiem Melą wybrali się na wyprawę na biegun północny – chłopak, który stracił rękę i nogę, parę lat później stał się pierwszym niepełnosprawnym zdobywcą obu biegunów Ziemi.
Nadal kontynuuje podróże. Dotąd wspiął się na Kilimandżaro, Elbrus czy El Capitan. Założył fundację „Poza horyzonty”, która pomaga niepełnosprawnym przekraczać bariery. Dziś opowiadał o tegorocznej, czteromiesięcznej i samotnej podróży do Azji. „Sam wyjechałem i sam wróciłem, ale w drodze wcale nie czułem się taki samotny”, opowiada, „Hindusi na przykład są bardzo otwarci. Wiele razy byłem zapraszany do domu, na herbatę, wino ryżowe (w Indiach nazywane whisky, koniak itd.) czy jakiś posiłek, byłem nawet gościem na kilku imprezach weselnych”, śmieje się, „Byłem zapraszany, o tak, po prostu”. Samotna podróż sprawia, że człowiek bardzo otwiera się na innych, jest bliżej nich. Spał w najtańszych hotelach, w lokalnych restauracjach jadł rzeczy, których nazw nie potrafił wymówić. To właśnie prawdziwa podróż – zbliżanie się do ludzi.
„Życie nie jest łatwe”, mówił dalej Jasiek Mela, „Ale wierzę, że wszystko ma swój cel, dzieje się z jakiegoś powodu. Dziś doszedłem do punktu, w którym potrafię podziękować Bogu za to, że straciłem rękę i nogę, bo wiem, że miał dla mnie plan. Potrafię też pogodzić się ze śmiercią mojego brata, która była dla mnie ogromnym ciosem”. Jasiek Mela doświadczył wielu cudownych przypadków, takich jak ten z Markiem Kamińskim. Mówi, że trzeba być na nie po prostu otwartym, nie ograniczać się swoją niepełnosprawnością. Zresztą, czy to niepełnosprawność? Po prostu, każdy z nas jest po trochu zwariowany. I dopóki jest czas, trzeba się tym cieszyć.
Jasiek Mela sporo mówił o czymś, co nazwał „zrządzeniem losu”. To, że o tym mówił, już było dla mnie zrządzeniem losu, przecież o przypadkach przez cały czas ostatnio pisałem. Niesamowite. Jakby tego było mało, zdarzył się jeszcze jeden przypadek: odkryłem, że rok temu napisałem krótkie opowiadanie, którego bohaterem po części jest Jasiek Mela. Podzieliłem się z nim tym przypadkiem 😉
Mikołaj Wyrzykowski
Toruń, 03.12.2014