Tej nocy spacerowali nad Wisłą, lewym brzegiem mostu. W innej części miasta, wokół pomnika Kopernika, jak co dzień krążyły tłumy ludzi. Na drugim, starym moście ktoś stał wraz z grupą przyjaciół – wypuszczali chińskie lampiony, które szybowały wyżej i wyżej, a ich samotne płomienie pochłaniało niebo.
Ona i on szli lewą stroną mostu, blady księżyc oświetlał im drogę. Toruń pachniał cynamonem, cynamonem i świeżymi piernikami.
Objął ją ramieniem.
– Koń na C2 – powiedział. Dopiero zaczęli grać w szachy, idąc przed siebie z zamkniętymi oczami.
Zastanowiła się chwilę.
– Och, wiesz przecież, że nie chodzi o wygraną czy przegraną. Liczy się sama gra.
– A kiedy już skończymy, będziemy nareszcie razem? Do końca?
Kiwnęła głową, lecz on tego nie widział. Mieli przecież zamknięte oczy.Chciałam ci zadać parę pytań. To ważne. Pierwsze: chciałbyś przystąpić do Partii Białego Misia?
– A co to takiego?
– Nie mam zielonego pojęcia – roześmiała się.
– Dobrze, grajmy dalej w szachy.
– Jakie szachy? Ja nie umiem grać w szachy.
Cisza.
– Ja też nie gram w szachy. Ale żyję. To chyba dobrze. Bardzo dobrze.
Otworzyli oczy. Byli na środku mostu. Pochylili się, by w Wiśle ujrzeć swe odbicia.
Mikołaj Wyrzykowski