4.30 rano, albergue w Aviles. Dzwoni mój budzik, który do dziś przypomina mi Camino. Wstaję i budzę kilka osób z naszej grupy. Pakuje się. Gubię rzeczy. Szukam rzeczy. Wychodzę. Wracam i budzę kolejne osoby. Jak się okazuje, nie tylko z naszej grupy…

Zjedliśmy szybkie śniadanie złożone z jogurtów, bananów i croissants, przygotowujemy się już do wyjsci, gdy otwierają się drzwi od części sypialnej albergue. Wychodzi z nich pielgrzym: zmęczony, zaspany i wkurzony. Zbliża się do nas, mrucząc przekleństwa pod nosem: ” Módlcie się, żebyście dziś nie byli w tym samym albergue co ja. Musicie nauczyć się, jak żyć!”, rzucił, w międzyczasie pokazując pięść.

Czemu obudziliśmy się o 4.30? To był nasz najtrudniejszy dzień na Camino, 40 km przez góry. Niepokojący dystans. Słusznie niepokojący.

Czemu nie tylko my się obudziliśmy? Cóż, była nas szóstka. Aha, i zgubiłem skarpetkę – słynna historia.

„Nasz ulubiony pielgrzym”, jak też zaczęliśmy go nazywać, oczywiście nocował w tym samym albergue. Nie był jednak gburem, jak na początku sądziliśmy. Po 40 km usiedliemy w barze, rozmawiając o jego przygodach, które to opowieści często kończył: „Takie jest Camino”.

Spotykaliśmy go później często na szlaku. Zawsze wykrzykiwał: „A, to oni!” i wymienialiśmy parę zdań. Okazało się, że jesteśmy słynni. Chyba wszystkim spotkanym pielgrzymom opowiadał historię młodych pielgrzymów, którzy budzą wszystkich.

I historię mojej zgubionej skarpetki. Oczywiście.

Mikołaj Wyrzykowski

PS. A my już nigdy nie obudziliśmy się o 4.30.

PS.2. Wciąż zastanawiam się, czy nauczyłem się żyć.

PS.3. Ale tak, udało mi się znaleźć skarpetkę.

Camino del Norte