Od kiedy przeczytałem „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona, Barcelona trafiła na moją listę „must see”. Przedstawiała mi się jako malownicze i wręcz mistyczne miasto. Jak jest w rzeczywistości? I czy da się ją „przejść” w jeden dzień?

Przejdźmy od razu do konkretów: od czego zacząć zwiedzanie miasta? Jeśli przylatujecie samolotem i nie macie dużego bagażu, wsiądźcie w metro na lotnisku (bilet na jakąkolwiek stację kosztuje około 5 euro) i pojedźcie na zamek Montjuic. Jako zdeterminowany piechur ja sam wchodziłem na górę ze wszystkimi bagażami, jednak wzgórze Montuic jest tego warte: z poziomu fortyfikacji rozciąga się wspaniały widok na port, a w czasie podejścia widzimy miasto, w którego uliczki później schodzimy. Można też skorzystać z kolejki linowej, czyli teleferic de Montjuic, która funkcjonuje regularnie przez cały dzień.

Ja zaraz po zejściu ze wzgórza skierowałem się prosto na La Ramblę, która jest tętniącym sercem miasta. Warto tutaj schronić się w jednej z okolicznych kawiarenek, choćby na Placa Reial, i zastanowić, co dalej. No właśnie, dokąd? Zobaczcie na poniższych zdjęciach, czego według mnie nie można ominąć w Barcelonie:

Spaceru promenadą nadmorską.

Zobaczeniu katedry i 13 gęsi na jej dziedzińcu, które przypominają 13-letnią św. Eulalię, patronkę Barcelony, zamęczoną za wiarę. Legenda głosi, że jeśli zniknie choćby jedna gęś, katedra runie.

Zagubienia się w Dzielnicy Gotyckiej, jej butikach, kawiarenkach i barach oferujących pintxos.

Odpocząć w Parc de la Ciutadella, a następnie przejść się leniwym krokiem w kierunku Łuku Triumfalnego.

Stanąć przed Sagrada Familia lub innym dziełem Gaudiego i… stać tak dalej, nie mogąc się ruszyć z zachwytu.

Jak wielu mieszkańców Barcelony, wspiąć się na Bunkers del Carmel i usiąść z małym koszykiem piknikowym przed zapierającym dech w piersiach widokiem z góry na całe miasto.

Wybrać się na spacer po magicznym Parc Guell.

W wędrówkach nie można zapomnieć oczywiście o barach i kawiarenkach, o których pisałem TUTAJ. Aby ich nie przeoczyć, najlepiej wszędzie chodzić na pieszo – osobiście jestem zwolennikiem włóczenia się po miastach (najlepiej można wtedy wyczuć jego „puls”, zajrzeć w mniej znane zakamarki) i w jeden dzień przeszedłem prawie 50 km (hmm, następnego dnia rano stwierdziłem, że to jednak sporo). Ale nawet jeśli jesteście na to gotowi, w Barcelonie warto zostać dłużej i nie wyjeżdżać nazajutrz. Można znaleźć tanie hostele choćby po 10 euro za noc, więc warto korzystać!