„Czemu nie” to chyba jedno z najlepszych istniejących słów. Sprawia, że wszystko staje się możliwe. Podobnie było z nami. O północy przylecieliśmy do Madrytu, a dopiero o szóstej nad ranem mieliśmy autobus do Oviedo. Moglibyśmy ten czas przespać na lotnisku. Stwierdziliśmy jednak: zwiedzamy!
Jeszcze nie za bardzo wiedząc, co się dzieje dokoła, jechaliśmy pustym metrem. O 1.30 skończyło pracować i wysiedliśmy na stacji, gdzie akurat się zatrzymało. Kompletnie nie wiedzieliśmy gdzie iść. Kompletnie. Zagubienie się w obcym mieście jest na początku ekscytujące, a jednak później, poprzez powłokę emocji, zaczyna do nas docierać prawda.
To był fakt: szóstka pielgrzymów z Polski zagubionych w Madrycie. W środku nocy.
Gdy tak szliśmy ulicą, nagle zza swoich pleców usłyszałem głos: „Do you need any help?”, jakby ktoś dokładnie wiedział, czego nam teraz potrzeba. Odwróciliśmy się. Młoda kobieta, Olivia, jak się później okazało, stała przed nami zmartwiona, a jednocześnie bił od niej jakiś wewnętrzny, pozytywny blask. Anioł stróż. Wyjaśniła, gdzie mamy iść, żebyśmy byli spokojni i póki mamy czas, skorzystali z Madrytu: „You can go to the bus station, but first walk around the city, have a couple of beers and enjoy Madrid!”.
Tak zrobiliśmy. Włóczyliśmy się po placach Madrytu, gdzie dogasały ogniska imprez. O czwartej nad ranem rozbiliśmy obóz pod napisem „Refugees welcome”. Po trochu czuliśmy się jak uchodźcy. Ale już nie byliśmy zagubieni.
Co warto zobaczyć w Madrycie? Pięknie wygląda Jardin Botanico i oświetlone alejki obok Muzeum Prado, które za dnia sam chętnie bym zwiedził. Reszta jest nocą.
Mikołaj Wyrzykowski
Ciąg dalszy nastąpi.