Każdy dzień wędrówki mijał w podobnym rytmie. Budziliśmy się o wpół do piątej, aby o piątej autokar mógł nas zawieźć na miejsce, z którego mieliśmy rozpocząć kolejny odcinek. Zwykle więc zaczynaliśmy jeszcze w mroku, o chłodnym, czasem i deszczowym poranku. Wędrówka trwała prawie cały dzień. Wracaliśmy na kolację na Monte do Gozo. Razem z paroma znajomymi siedzieliśmy jeszcze długo po tym, jak wszyscy skończyli jedzenie.
-To jest właśnie istota pielgrzymowania – mówił wtedy ks. Tomasz. – Rozmowy, niekończące się rozmowy…
Codziennie uczestniczyliśmy we Mszy św., podczas której jeszcze dobitniej uświadamiałem sobie, że z każdym dniem z obcych sobie ludzi coraz bardziej zamieniamy się we wspólnotę. Niektóre z kazań ks. Tomasza pamiętam do dzisiaj.
-Siedzimy wszyscy w ciemnym pokoju, po którym przesuwa się światło reflektora. Co jakiś czas zatrzymuje się na ścianie, suficie lub na twarzy któregoś z nas. Czy oznacza to, że istniejemy tylko wtedy, gdy pada na nas to światło? Nie! Ja nie nadaję tobie wartości, ani ty mi jej nie nadajesz – każdy z nas ma wartość sam w sobie. Istniejemy zawsze, bez względu na reflektor. – mówił podczas jednego wieczoru.
Ks. Krystian zwykle siedział na krześle przed naszym dormitorium. Można było przysiąść się do niego, aby porozmawiać o jego pracy misjonarza w Peru.
-To ludzie, którzy wiele nie potrzebują – opowiadał. – Obudzą się, zerwą z drzewa parę owoców i już są najedzeni. Nie muszą pracować. Są za to bardzo otwarci. Przyjdą na Mszę św., choćby i godzinę później, z ciekawości czy z nudów, ale przyjdą.
Mikołaj, Hiszpania, lipiec 2015