„Rowery poprowadzą cię, dokądkolwiek będziesz chciał”, powiedzieli mi znajomi z Holandii, „Możesz nawet nie wiedzieć, dokąd chcesz jechać, a rower cię poprowadzi”. To prawda. Wsiadłem na rower i ponownie jeździłem ulicami Leiden. A jest dużo ulic, przypadków oraz okazji, by się zagubić w tym mieście kanałów i świateł.
Po raz drugi pojechałem na Lemuna, tym razem już jako trochę bardziej doświadczony dyplomata. Chociaż czy mogę tak powiedzieć? Reprezentowałem Surinam i muszę się przyznać, że przed Lemunem nie miałem pojęcia, że takie państwo istnieje. Serio. Jeśli też nie wiecie, oto informacje w pigułce: Surinam to była kolonia Holandii znajdująca się na wschodnio-północnym wybrzeżu Ameryki Południowej. Puszcze tropikalne, prawie 100 % wilgotności i prezydent Desi Bouterse, który rządzi właściwie od trzech dekad, dwa razy za pomocą zamachów stanów, dwa poprzez wybory. Do tego jest skazany w Holandii na 11 lat więzenia za przewiezienie prawie o,5 tony kokainy do kraju tulipanów i wiatraków. Jego syn siedzi w więzieniu na Florydzie za handel bronią, a obaj chcieli jakiś czas temu ustalić w Surinamie bazę dla Hezbollah wymierzoną w USA. Więc, jak widzicie, zapowiadało się wspaniale!
I tak było. Ponowne obrady, wędrówki, spanie po kilka godzin dziennie… Leiden to piękne miasto (możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej). Udało nam się spotkać na ulicy muzyka, Benjamina Kitchinga, który, jak się okazało, przyjechał tutaj z Anglii, grając na ulicach swoje piosenki i promując płytę. Ma świetne utwory: proste melodie i opowieści, które przenoszą w inny, magiczny, mistyczny świat. Spotkaliśmy go cudownym przypadkiem.
Jeśli chodzi o Surinam i Crisis Committee, to jest to chyba najciekawsza z możliwych komisji. Cały czas mamy nowe kryzysy, które musimy rozwiązywać, a czasami do pokoju wpadają przebrani ludzie i urządzają scenki -spójrzcie tylko na zdjęcia. Dyplomaci mogą szpiegować, knuć przeciwko innym tak, żeby zyskać jak najwięcej dla siebie. Jak to dyplomaci. Nikt za bardzo nie troszczył się o opinię Surinamu, więc po prostu sprzedawaliśmy łóżka. Też można.
Kolejny Lemun za nami, pożegnałem znajomych z Leiden i teraz powoli wychodzę z czegoś, co fachowo nazywamy post-MUN depression. Jest w porządku. Rodzina munowa ma się bardzo dobrze.
Mikołaj
PS. Wpis o MUNie nie mógłby się odkryć bez czarnych żelków. Odkryłem, że Holendrzy potrafią z nimi zrobić dosłownie wszystko: nawet wino czy likier. Odkryłem też, dlaczego nie zdejmują butów w domach i mają tak zimno w pokojach – to przez kalwinów, którzy nauczyli ich, aby przyzwyczajać się do bólu (łączy się to trochę z czarnymi żelkami). Niesamowici ludzie.
A tutaj zwykła codzienność w Crisis Committee na Lemunie. Biskup wygłasza przemówienie z okazji Bożego Narodzenia do wszystkich dyplomatów.