Zawsze w nocy poprzedzającej Mikołajki trudno mi jest zasnąć – nie mogę się doczekać tego, co nastąpi nazajutrz. I zawsze, tak jak i dziś, budzę się wcześnie rano, przeciągam się, wyglądam przez okno, zakładam podomkę i idę obudzić rodziców. Mama zwykle nie może się dobudzić, zamiast oczu tworzą jej się szparki, przez które ledwo co widzi. Tata zwykle budzi się wcześniej, patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym mówi, że chce dalej spać,a prezenty nie uciekną. Po chwili jednak wszyscy schodzimy po schodach…
Każde dziecko czeka na Mikołajki. Postanowiłem, że nie przestaną być dzieckiem, w pędzącej codzienności nie zapomnę o tak wyjątkowych dniach. We wtorek usiadłem wraz z rodzicami, wzięliśmy długopis i czystą kartkę papieru i dobrym espresso zaczęliśmy pisać List do św. Mikołaja. Najpierw wstęp, coś o reniferach, śniegu, oczekiwaniu, później przejście do życzeń, łamanie głów nad wymyślnymi rymami…Ta tradycja żyje w naszym domu od lat. Kiedy już kończymy list, wkładamy go do jednego z uszytych kiedyś przez mamę materiałowych, pięknych butów, które zawieszamy nad kominkiem. Tym razem sporo czasu zajęło nam ich znalezienie – przetrząsnęliśmy cały dom, ale w końcu tata, ratujący nas z takich sytuacji, triumfalnie zawiesił świąteczne buty. I raz jeszcze doświadczyłem magii Mikołajek, schodząc rano po schodach i zastając buty z prezentami w środku. Św. Mikołaj musiał przedrzeć się przez śnieg i szalejący orkan Ksawery, ale szczęśliwie do nas dotarł. Trochę pewnie namęczył się przy zawijaniu cytatów w krówki, ale jaka była radość z tego, że tak do każdego z nas pasują! Św. Mikołaj uśmiechnął się więc, pomachał dłonią i odszedł, dzwoniąc dzwoneczkiem, z czerwonym workiem na plecach. Pozostawił po sobie kilka cytatów, których do tej pory nie potrafię do końca rozwikłać – bo że krówka może być w garści, to rozumiem – ale na dachu???
Wesołych Mikołajek, życzą Kudłacze 🙂
Mikołaj Wyrzykowski