Święto Matki Boskiej Gromnicznej w Polsce, Dzień Świstaka w Ameryce oraz La Chandeleur we Francji: 2 luty to połączenie starych wierzeń, chrześcijaństwa oraz… no właśnie, naleśników. To święto jest tutaj znane i lubiane, choć mało kto wie, skąd się właściwie wzięło. W ten weekend sam zacząłem się nad tym zastanawiać i stąd właśnie bierze się ten tekst.

Sama nazwa nawiązuje do symboliki światła, która w Polsce pozostała najważniejsza. Świece znajdują się u korzeni tego święta, które obchodzi się 40 dni po Bożym Narodzeniu. W czasach starożytnych mniej więcej w połowie lutego Rzymianie urządzali procesje ze świecami na cześć boga Pan, pół-kozła pół człowieka, który chronił pasterzy oraz ich owce. W roku 472 papież Gelazjusz I postanowił schrystianizować obchody święta, nadając mu ewangeliczny wymiar: świece miały nawiązywać do fragmentu Pisma, w którym Symeon określał Jezusa jako „światło na oświecenie pogan i chwałę Izraela”. W ten sposób zaczęto celebrować ofiarowanie Jezusa w świątyni.

W Polsce zanosimy świece do domówi rozpalamy od nich domowe ognisko, które ma budować więzi rodzinne i chronić przed złem (jak Matka Boska odpędzająca stado wilków). Tego dnia światło jest ważne w jeszcze innym wymiarze: Amerykanie zastanawiają się, czy świstak zobaczy swój cień; również dla Francuzów słońce 2 lutego oznacza, że zima zbyt szybko się nie skończy. Wiąże się z tym parę powiedzeń ludowych, jak ” S’il fait beau et luit à la Chandeleur, l’ours se cachera encore 6 semaines”. Te przesądy chyba się nie pokrywają, bo świstak w Pensylwanii w tym roku zobaczył swój cień, co zapowiada jeszcze 6 tygodni zimy, zaś w Prowansji było pochmurno i deszczowo jak nigdy. Komu wierzyć? 😉

Powoli dochodzimy do sprawy naleśników. Niektórzy uważają, że jest to połączenie światła, Słońca i Jezusa, ale dla mnie to trochę naciągane. Bardziej wiarygodna jest informacja, że Gelazjusz I w czasie procesji ze świecami rozdawał biednym placki, które to przetrwały do dziś pod znaną formą. Powiedzmy sobie jednak szczerze: mało kto się teraz tym przejmuje. 2 lutego stał się Dniem Naleśnika, kiedy to podrzuca się okrągły placek na patelni, w lewej ręce trzymając monetę. Ma to przynieść powodzenie na cały rok, a samo jedzenie naleśników wedle porzekadła zapewnia dobre plony.

Ale na samych naleśnikach się nie kończy! Pozostały jeszcze pachnące wodą z kwiatów pomarańczy navettes, czyli twarde ciasteczka w formie łódeczek, które upamiętniają przybicie do brzegów Camargue trzech Marii (Maria Magdalena, Maria Salomea oraz Maria matka Jakuba). To tradycja czysto prowansalska. Co roku 2 lutego rzeźba Czarnej Madonny z klasztoru św. Wiktora (jedno z najstarszych miejsc kultu chrześcijańskiego w Europie) wnoszona jest procesyjnie aż do bazyliki Notre Dame de la Garde. Po drodze arcybiskup święci słynną ciastkarnię „Four des Navettes”, która kiedyś należała do klasztoru.  Po skończonej procesji uczestnicy nie mogą sobą oczywiście odmówić choćby jednej navette!

Jeśli więc następnym razem będziecie jeść crepes lub navettes, zastanówcie się nad tym. Bo na naleśnikach się nie kończy. 🙂

Mikołaj

Źródła:

http://madame.lefigaro.fr/cuisine/la-chandeleur-entre-origines-et-traditions-010217-129485

http://www.teteamodeler.com/culture/fetes/coutume-chandeleur.asp