Najpierw pojawiają się kwiaty na drzewach migdałowych. Później zaczyna kwitnąć rozmaryn, tymianek, wisteria uwodzi zapachem… pszczoły upajają się nektarem kwiatów, w delikatnym brzęczeniu przenosząc się z jednego krzaka na drugi. Jeszcze przed Wielkanocą pojawiają się pierwsze zielone figi oraz liście na platanach, krajobraz olśniewa oczy soczystością swoich barw. Idzie wiosna!
Najpierw więc kwitną migdałowce. Całe sady migdałowe obsypują się białymi i fioletowymi kwiatami. To drzewa, które nie mogą być same – aby zakwitły, potrzeba przynajmniej dwóch. Wiąże się z nimi pewna mityczna historia:
W czasie wojny trojańskiej, statek, na którym płynął Demofon, syn Tezeusza i Fedry, rozbił się na morzu Egejskim. Fyllis, księżniczka Tracji, zakochała się ze wzajemnością w Demofonie, lecz ten ostatni musiał po jakimś czasie wrócić do domu zgodnie z daną obietnicą. Czas mijał po ich rozstaniu i Fyllis, zżerana przez smutek, zadała sobie śmierć. Bogini Hera ulitowała się nad jej ciałem i zamieniła je w nagie drzewo. Gdy Demofon wrócił na wyspę, pospieszył ku drzewu i objął je z całych swoich sił. Wtedy też drzewo obsypało się liśćmi, a później kwiatami, zamieniając się w migdałowca, symbol ich kruchej i dziewiczej miłości.*
Niedługo później zaczyna kwitnąć rozmaryn, a zaraz po nim tymianek. Oczywiście wszyscy mają te zioła w swoich ogrodach, jednak najlepiej jest wsiąść w samochód i pojechać na spacer po wzgórzach Prowansji – odwiedzić św. Wiktorię, przejechać pod akweduktem Roquefavour i później spojrzeć na niego z góry, z wysokości wzgórz nad wioską Ventabren… Od razu przypominają się wtedy historie Jean’a Giono, który w czasie swoich wędrówek na łonie natury spotykał postaci jakby wyciągnięte prosto z książek**
Ja wspiąłem się na wzgórza otaczające małą wioskę Le Rove, która słynie ze świeżego koziego sera zwanego brousse, który przypomina nasz twaróg – w tych okolicach można czasem spotkać pasterzy wyprowadzących swoje stada. Najpiękniej jednak jest znaleźć się na szczycie wzgórza samemu i wędrować wzdłuż, z białymi skałami, za którymi kryje się morze po jednej stronie i oraz zielonymi równinami po drugiej. Schylić się, rozetrzeć w dłoniach rozmaryn i tymianek, zachwycić się ich aromatem, oglądać pszczoły i wyobrażać sobie, jak wracają do swoich uli, zamieniając nektar w miód. Znaleźć ciche miejsce, położyć się w słońcu, drzemać. Lub też wspiąć się na najwyższy punkt, wystawić na porywy wiatru… W końcu spacery po wzgórzach Prowansji to czas kwiatów i słońca, ale również porywistego mistralu – po jakimś czasie kocha się wszystkie twarze wiosny!
Mikołaj
*historię tę poznałem w Musée de Calissons de Roi René
** mam na myśli dokładnie książkę pt. „L’homme qui plantait des arbres”