Mimo że ta najdalej na północ wysunięta stolica Europy jest tak naprawdę małym, liczącym nieco ponad 100tys. mieszkańców miastem, ma ona naprawdę sporo do zaoferowania.

Laugavegur

Centrum Reykjaviku nadal przypomina starą osadę rybacką – przy nabrzeżu (kiedyś porozrzucane, już ustawione ściśle przy sobie) stoją kolorowe domki o szpiczastych dachach. Jedyna różnica jest taka, że turyści uczynili z tej osady islandzki disneyland – a to duża różnica. Główna ulica Laugavegur, na którą na pewno traficie, jest więc pełna sklepów z pamiątkami, pocztówkami, wyrobami z wełny, gdzie nie spojrzeć, tam Wikingowie, elfy i trolle, wszystko na sprzedaż. Nadal miło się jednak tędy przejść, by na przykład, gdy napadnie nas depresja i zaczniemy tęsknić za świętami, wstąpić do wyjątkowego Christmas Shop, gdzie atmosfera Bożego Narodzenia utrzymywana jest przez okrągły rok.

Polecam zejść z Laugavegur w mniejsze i znacznie cichsze, sprawiające wręcz wrażenie opustoszałych, uliczki Reykjaviku. Tam odkryjecie bardziej prawdziwą i bardziej artystyczną (ta sztuka uliczna!) duszę miasta.

Hallgrimskirkja

Konkurs na symbol Reykjaviku zdecydowanie wygrywa Hallgrimskirkja, czyli wybudowany w latach 1945-1986 kościół luterański, którego nazwa pochodzi od siedemnastowiecznego pastora Hallgrimura Peturssona, zaś wygląda ma przypominać islandzką naturę (piętrzące się bazaltowe bloki skalne, które można zobaczyć na przykład na Czarnej Plaży). Budowla góruje i czuwa nad miastem. Widać ją z różnych punktów Reykajviku, a nawet i ze szczytu Esji. Potwierdzone!

Jezioro Tjarnin

Czy może być lepszy sposób na spędzenie niedzieli, jak wybranie się po rodzinnym obiedzie nad miejsce jezioro, karmienie kaczek, obserwowanie krzyczących mew i słońca migającego w talfi wody? To stara tradycja. Przyjemnie jest w ładny dzien usiąść na ławce nad brzegiem Tjarnin; komu przyjdzie wena, ten może nawet podzielić się swoimi myślami w zeszycie „Shared Stories” obecnym na właściwie każdej ławce Reykjaviku – każdy może tam coś napisać, co moim zdaniem jest świetną inicjatywą!

Galerie, muzea, biblioteki

Kultura islandzka jest niezwykle bogata: w kraju, w którym króluje pustka, używanie wyobraźni jest wręcz nieodzowne. Stąd właśnie tylu artystów, współczesnych i z poprzednich epok, których dzieła oglądać można w Galerii Narodowej. Zaraz obok w Cultural House urządzana też została ciekawa wystawa, która prowadzi nas w różne kierunki (ku niebu, ku ziemi, ku wnętrzu…), w ten sposób pozwalając poznać różne perspektywy obecne w islandzkiej sztuce. Oba miejsca ulokowane są w bardzo blisko jeziora Tjarnin, stanowią więc idealny cel po karmieniu kaczek 😀 I czy wspominałem już, że wszędzie można się za darmo napić kawy?

Całą historię wyspy pozwala bardziej szczegółowo poznać Muzeum Narodowe, zaś by odkryć tutejszą literaturę, warto zajrzeć do biblioteki miejskiej. Jak widać na zdjęciu, ma świetnie miejsca do czytania i również oferuje kawę!

Wybrzeżem aż do latarnii

Schodząc z Laugavegur nad ocean traficie z pewnością na metalowy szkielet łodzi upamiętniający przybycie na wyspę Wikingów. Stamtąd, najlepiej po zmierzchu i w dzień o dobrej widoczności, przyjemnie jest się przejść wybrzeżem w stronę Harpy: to nowoczesne centrum, w którym mieszczą się sale koncertowe oraz teatralne. Budowla ponownie, tak jak kościół Hallgrimskirkja, odzwierciedla (dosłownie) islandzką naturę.

Jeśli ktoś jest zaprawionym spacerowiczem, może dotrzeć do latarnii i z powrotem na pieszo; łatwiej jednak wsiąść w autobus do Seltjarnarnes i stamtąd podziwiać spektakularny w lato zachód słońca o północy.

Na wzgórzu królików

Nie trzeba wyjeżdżać z miasta, by doświadczyć islandzkiej natury. Przez park Elliðaárdalur wartkim strumieniem płynie rzeka, w której paru miejscach znajdują się (małe, ale zawsze!) wodospady. Na wzgórzu niepododal zaś stoi farma-królestwo królików i kaczek. To mój ulubiony i chyba najbardziej autentyczny park miejski.

Jezioro i to, co dalej

Już na obrzeżach miasta znajdziecie jezioro Elliðavatn, które w zimę jest podobno świetnym punktem do oglądania zorzy polarnej. A w lato… ma się ochotę obejść je dokoła i, widząc niezamieszkałe islandzkie pustkowia, pójść jeszcze dalej. Jeśli tak zrobicie, traficie na skały Rauðhólar będące pozostałością po erupcji wulkanu. To dobra namiastka miejsc, do których prowadzi biegnąca obok droga no 1… i teraz pytanie, czy jechać dalej w kraj, czy wracać do miasta?