W niektóre niedziele nasze spacery nie prowadzą ścieżkami pobliskiego lasu. Ścieżki te są znane i wydeptane, chodzimy nimi kilka razy w tygodniu. Czasem więc mamy potrzebę wyjść poza nie, wyjechać gdzieś dalej, poszukać nowych dróg – takich, którymi drugi raz już pewnie nie będziemy szli.
Kontynuuję więc wędrowanie szlakiem św. Jakuba. Tym razem wyruszyłem wraz z mamą. Zaczynamy w Ciechocinie, poranny deszcz powoli ustaje, ponure chmury ustępują z nieba. Mamy przed sobą cały dzień drogi, która prowadzi głównie przez lasy.
Nie ma tu oszałamiających widoków ani zabytków do zwiedzania, ale też nie potrzebuję żadnej z tych rzeczy. Czuję prostą i niezmienną obecność otaczającej mnie natury. Zagłębiamy się w las, gdzie nie dochodzą do nas odgłosy cywilizacji. Podczas tej wędrówki oddalamy się od szumu ulic, codziennego chaosu i zawsze potrzebnych telefonów. Oddalamy się od stresu i pośpiechu, który wiecznie próbuje odebrać życie z naszych rąk. Nie liczymy czasu, a więc mamy go mnóstwo: powoli doświadczamy drogi, którą idziemy. Zagłębiamy się w inny świat.
Obchodzimy dokoła Jezioro Józefowo, gdzie jeździliśmy w weekendy, kiedy jeszcze byłem mały. Pamiętam to doskonale.
- Czy sztuka jest potrzebna? – zaczynamy rozmowę o filmie, który ostatnio widzieliśmy. – Jest niewdzięczna i niewierna. Ludzie poświęcają jej swoje życie, a kończą, jako zamiatacze ulic ze starymi koszulami i butami o odpadających podeszwach, albo jako niespełnieni filozofowie ze stacji benzynowych. Nie ma w tym nic chwalebnego.
- Niektórym się udaje, inni nie potrafią się wydostać z pewnego etapu. Bo trzeba wyruszyć w drogę. The Lumineers musieli wyjechać, Bob Dylan musiał wyjechać.
- To wszystko słowa, tylko słowa. Rozmawiamy, wracamy do domu, zapominamy.
- Czasem pamiętamy,
- Czasem tak. – przypominam sobie słowa Jana Pawła II w „Liście do artystów”. Papież pisał tam, że świat potrzebuje sztuki, między innymi po to, aby człowiek mógł odkryć siebie – bo w pewnym sensie jest nieznany samemu sobie. Podczas odtwarzania w pamięci tego listu od razu czuję nowy przypływ energii.
Docieramy do lasu za Brzozówką, gdzie czeka nas bardzo długi odcinek prostej drogi. Po jakimś czasie marszu pytam przejeżdżających rowerzystów.
- Daleko jeszcze do Złotorii?
- Oj, daleko…
Nasze nogi wybijają równy rytm na twardej nawierzchni. Zaczynamy śpiewać piosenki, które do niego pasują. Mama zaczyna: „Iść, ciągle iść, w stronę słońca. W stronę słońca, aż po horyzontu kres.”. Wtedy ja odpowiadam: „Dzisiaj tu, jutro tam/każda radość krótko trwa/dobrze razem było nam, więc śpiewajmy: dzisiaj tu, a jutro tam”. Kończymy wspólnie, nucąc „Przez ile dróg musi przejść każdy z nas, by mógł człowiekiem się stać?”.
Gdy docieramy do Złotorii, mama podskakuje, krzycząc radośnie.
- Tak, tak, hurra, doszliśmy!
Przy kościele św. Wojciecha zaraz skręcamy w prawo, przechodząc przez drewniany mostek, jeden z najstarszych w naszym województwie. Pochodzi z XIX wieku.
W ten sposób jesteśmy już w Kaszczorku. Mijamy piękny kościół Podwyższenia Krzyża Świętego, odbudowanym w 1972 roku po pożarze, który zniszczył jego barokowe wnętrze. Mijając domki jednorodzinne, wychodzimy na Rubinkowo, zaraz jednak powracamy do lasu, skręcając w drogę opadającą ku Wiśle.
Wiatr przegnał wszystkie ciemne chmury, las tonie w złotym, łagodnym świetle słonecznym. Dróżka prowadzi nas przez pagórki. W pewnym momencie nie wytrzymujemy i zbaczamy ze szlaku. Dochodzimy do samego brzegu Wisły, skąd rozciąga się wspaniały widok na nowy, lśniący w słońcu most. Oprócz paru wędkarzy jesteśmy tutaj tylko my, i rzeka płynąca ku Staremu Miastu, dokąd też zmierzamy. Idziemy więc dalej wraz z jej nurtem, mijając kolejne pagórki, łąki i rozlewiska. Jest pięknie. Czuję się, jakbym rzeczywiście odkrył nowy świat.
Powoli powracamy do cywilizacji. Powraca szum ulicy, powracają banery reklamowe i śpieszący się w różne strony świata ludzie. Zagłębiamy się w średniowieczne uliczki toruńskiej Starówki, którymi chodzimy prawie codziennie. Mijamy Krzywą Wieżę, ruiny zamku krzyżackiego, gdzie zaczęła się wojna trzynastoletnia; dalej przechodzimy obok pomnika Mikołaja Kopernika i ratusza, który posiada tyle wież, ile jest pór roku, tyle sal, ile miesięcy, tyle pokoi, ile tygodni oraz tyle okien, ile dni w roku. Droga kieruje nas z powrotem na Bulwar Filadelfijski, a następnie do kościoła św. Jakuba.
Ciechocin-Jesionki-Mierzynek-Brzozówka-Złotoria-Kaszczorek-Toruń 30 km
Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 34/2015