„Cały czas coś komuś zawdzięczam” – mówił Daniel Olbrychski podczas spotkania na Festiwalu Tofifest – „Wsłuchuję się w świat. Nie byłbym dziś sobą, gdyby nie wielu ludzi, których wciąż spotykam na swojej drodze”.
W pierwszym filmie zagrał, mając 18 lat. Na Akademii Teatralnej studiował zaledwie rok, gdyż potem, jak mówi, porwała go międzynarodowa kariera filmowa. Występował w teatrach oraz kinie w Polsce, zna się również z Meryl Streep czy Angeliną Jolie. Osiągnął również to, co jest marzeniem wielu aktorów: zagrał Hamleta. „Miałem szczęście, bo udało mi się, zanim nawet zdążyłem o tym zamarzyć. Tak się po prostu stało. I dobrze.” – wspomina Daniel Olbrychski – „W ten sposób mogłem iść dalej. Nie zatrzymałem się na Hamlecie, nie marzyłem pragmatycznie.” Na zawsze pozostała z nim rola Kmicica w „Potopie”. Ludzie protestowali, wysyłali listy z pogróżkami, lecz to tylko sprawiało, że jeszcze bardziej chciał im pokazać, że potrafi, że ta rola należy się właśnie jemu. „Bo w zawodzie aktora liczą się dwie sprzeczne ze sobą cechy: trzeba być niesamowicie pewnym siebie, a jednocześnie bardzo pokornym. Pewnym siebie, żeby wiedzieć, że to właśnie ja powinienem grać tę rolę, nie kto inny. Potrzeba też pokory, gdyż każdy film wymaga ogromnego wysiłku, aby zrozumieć postać, wejść w jej życie. To jak z boksem. Trzeba wiedzieć, że można wygrać lub można dostać łomot.” – wyjaśnia polski aktor.
Roli często uczył się, jeżdżąc konno. Najpierw pisał kulfonami na kartce papieru, wsiadał na konia czytał, jadąc stępa. Później przechodził w kłus, a gdy w czasie galopu umiał tekst – znaczyło to, że dobrze się nauczył. Wielką trudność sprawiła mu gra w filmie „Krajobraz po bitwie” – on, bokser, kaskader i zawadiaka, wcielił się tam w postać człowieka wycofanego, zapadniętego w sobie. Za tę rolę został nominowany do Oscara.
Daniel Olbrychski wspominał, jak bardzo potrafią wpływać na niego filmy. Kiedyś wyszedł z kina ze „Skrzypka na dachu” i dziwił się, dlaczego ludzie na ulicy mówią do siebie w taki zwyczajny sposób, przecież można piękniej: czemu nie śpiewają? Podobnie było przy pracy nad „Panem Tadeuszem”. Andrzej Wajda martwił się, że będzie to film zbyt historyczny, poetycki. „Przynajmniej grajcie tak, żebym tego wiersza nie słyszał”, powiedział wtedy do aktorów, na co Daniel Olbrychski odparł mu: „Gwarantujemy, że kiedy skończymy, będzie się pan dziwił, że na ulicy mówią prozą!”
Aktorstwo to tylko zawód, choć w każdej roli jest zawsze cząstka aktora. Podczas spotkania Daniel Olbrychski przywołał słowa Meryl Streep, która powiedziała kiedyś: „Wszystkie role to moje dzieci. Wiem, że jedna może być gorsza, druga bardziej inteligentna, ale kocham je jednakowo.” Podczas występu nie liczą się tylko widzowie, ci ludzie w ciemności: ich śmiech lub poruszenie. Gdy Daniel Olbrychski recytuje z pamięci wiersz, swoim głębokim, dobrze znanym głosem, miałoby się ochotę słuchać tej opowieści bez końca. On nie gra – po prostu jest. Gra swoją osobowością.
Mikołaj Wyrzykowski
MFF Tofifest, 24.10.2014