Jerzy Górski – postać wybitna, człowiek, który był na samym dnie, ale zdołał się odbić i dostać na szczyt. Jego życiorys jest gotowym scenariuszem filmowym, choć w Polsce mało kto o nim słyszał. Wszystko zmienia się za sprawą filmu „Najlepszy”

Był narkomanem. Przygodę z używkami zaczął bardzo szybko, bo już w wieku 14 lat. Mając 15 pierwszy raz spróbował morfiny, a kilka lat później sam produkował „kompot” w kuchni rodzinnego domu. Przez 15 zatruwał organizm „polską heroiną”, papierosami (których potrafił podobno wypalić do 100 dziennie) oraz ogromnymi ilościami alkoholu. Kiedy w wieku 29 lat, trafił na swoje ostatnie odtrucie, ważył niespełna 49 kilogramów, a lekarze podejrzewali że może nie przeżyć. Miał jednak sporo szczęścia. Rok później znalazł się we wrocławskim Monarze – tam zaczęło się jego nowe życie. Jedną ze stosowanych metod terapii było bieganie i to dla Jerzego stało się ratunkiem: jak sam wspomina, zamienił jeden nałóg na drugi i zaczął biegać.

Tę właśnie historię stara się opowiedzieć „Najlepszy”. To opowieść o człowieku, który z absolutnego dna, z wraku ludzkiego, stał się wielkim sportowcem i w 1990 roku – w 6 lat od podjęcia wyzwania, jakim była terapia w Monarze, stanął na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata w triathlonie na dystansie Double Ironman (7,6 km pływania, 360 km jazdy rowerem oraz 84 km biegu pokonane w  24h:47min:46s). Rzecz niewyobrażalna, jeśli pamiętamy, z jakim trudem przyszło mu przebiegnięcie pierwszych obowiązkowych 1700 metrów na placu ośrodka.

To kolejny po „Bogach” obraz Łukasza Palkowskiego i z pewnością niemniej spektakularny. Narracja prowadzona w bardzo hollywoodzkim stylu jest być może miejscami przerysowana, ale wszystkie te zabiegi mieszczą się w granicy dobrego smaku, a dość prosta momentami historia okazuje się niezwykle angażująca i całość ogląda się z przyjemnością.

Jakub Gierszał, Krzysztof Szpetmański i Anna Próchniak – spotkanie po filmie „Najlepszy” / fot. Adrian Chmielewski

 

Producent Krzysztof Szpetmański w czasie spotkania na Tofifeście zaznaczył, że nie chodziło o to, aby zrobić z historii Górskiego patetyczną opowieść z dobitnym morałem. Zamysłem twórców było raczej przedstawienie jej takiej jaką była, bez zbytniego moralizowania i trzeba przyznać, że bardzo dobrze się to udało. Mimo że opowiadając życiorys Jerzego Górskiego nie da się w zasadzie tego ominąć, film nie przytłacza przesadną wymową, a całość narracji dodatkowo ratuje przemyślnie dobrany humor.

„Najlepszy” zdobył Nagrodę Publiczności na festiwalu w Gdyni i to samo powtórzył w Toruniu na Tofifeście, dodatkowo dokładając Złotego Anioła za najlepszy polski film. I wcale mnie to nie dziwi. Co prawda może nie był to moim zdaniem faktycznie najlepszy film festiwalu, a mocno „amerykański” styl, czy momentami zbyt banalna narracja nie wpływają dobrze na jego ocenę, ale są to mankamenty, które podczas siedzenia w kinowej sali po prostu się wybacza. Film gra na emocjach i robi to naprawdę dobrze. Angażuje tak mocno, że nie sposób nie kibicować głównemu bohaterowi przez całe dwie godziny trwania akcji i właśnie to sprawia, że jakiekolwiek krytyczne opinie skutecznie się od niego odbiją. To nie jest dokument, na dokument przyjdzie jeszcze pora. Tymczasem „Najlepszy” pokazuje wszystko, co najlepsze ma do pokazania kino komercyjne.

Karol Katryński