ToMUN – sprawa rodzinna

  Munowa rodzina nie należy do tych normalnych. Parę lat temu uważałbym, że to co najmniej dziwne, jeśli ktoś w normalnej rozmowie jednego z wieczorów użył słów „You have the floor, delegate”. Albo gdybyśmy przez trzy dni mieli rozpoznawać siebie nie po imionach, ale krajami: takimi jak Togo, Szwajcaria czy (najlepsza!) Północna Korea. Parę lat temu, zanim pojechałem na pierwszego MUN-a, nie rozumiałem też legendy o zabójczych (dosłownie!) czarnych żelkach. Kiedy też po raz pierwszy jechałem rockowym busikiem do Holandii, nie spodziewałem się, że kiedyś MUN odbędzie się u nas. W Toruniu. Naprawdę.

(więcej…)

Sama droga jest celem (8)

Nie potrafię wyrazić swoich uczuć podczas modlenia się przed grobem św. Jakuba ani uściskania jego figury, podobnie jak nie potrafię wyrazić powodu wyruszenia na Camino. Jeśli czułem satysfakcję z zakończenia szlaku, była to tylko satysfakcja częściowa – bo on się dla mnie jeszcze nie skończył.   Ani tutaj, ani też Czytaj dalej…