ToMUN – sprawa rodzinna

  Munowa rodzina nie należy do tych normalnych. Parę lat temu uważałbym, że to co najmniej dziwne, jeśli ktoś w normalnej rozmowie jednego z wieczorów użył słów „You have the floor, delegate”. Albo gdybyśmy przez trzy dni mieli rozpoznawać siebie nie po imionach, ale krajami: takimi jak Togo, Szwajcaria czy (najlepsza!) Północna Korea. Parę lat temu, zanim pojechałem na pierwszego MUN-a, nie rozumiałem też legendy o zabójczych (dosłownie!) czarnych żelkach. Kiedy też po raz pierwszy jechałem rockowym busikiem do Holandii, nie spodziewałem się, że kiedyś MUN odbędzie się u nas. W Toruniu. Naprawdę.

(więcej…)

Sama droga jest celem (8)

Nie potrafię wyrazić swoich uczuć podczas modlenia się przed grobem św. Jakuba ani uściskania jego figury, podobnie jak nie potrafię wyrazić powodu wyruszenia na Camino. Jeśli czułem satysfakcję z zakończenia szlaku, była to tylko satysfakcja częściowa – bo on się dla mnie jeszcze nie skończył.   Ani tutaj, ani też Czytaj dalej…

Rozmowy i reflektor (5)

Każdy dzień wędrówki mijał w podobnym rytmie. Budziliśmy się o wpół do piątej, aby o piątej autokar mógł nas zawieźć na miejsce, z którego mieliśmy rozpocząć kolejny odcinek. Zwykle więc zaczynaliśmy jeszcze w mroku, o chłodnym, czasem i deszczowym poranku. Wędrówka trwała prawie cały dzień. Wracaliśmy na kolację na Monte Czytaj dalej…

Wytrwałość i wola dotarcia (4)

Każdy ma swoje Camino. Jedni słuchają głośno muzyki, inni idą w ciszy, inni pędzą przed siebie, jeszcze inni rozmawiają czy też zatrzymują się na każdym możliwym postoju. Znajdzie się tu czas na modlitwę, śpiew, rozmowę oraz ciszę. Droga przynosi wszystkie proste radości, które potrzebne są do szczęścia. Wystarczy tylko iść. Czytaj dalej…